
|
W Radzi³owie kozy kuj± Radzi³ów, niewielkie miasteczko, s³yn±³ z g³o¶nych odpustów na ¶wiêt± Annê. Na ten odpust do zabytkowego, drewnianego ko¶ció³ka ci±gnê³y rzesze ludzi z ca³ej okolicy. Tu doznawano uzdrowieñ i pokrzepieñ serc. W rze¼bionej kazalnicy w kszta³cie ³odzi odpustowy kaznodzieja g³osi³ zasady ¿ycia rodzinnego. Potem ten ko¶ció³ przeniesiono w ca³o¶ci do Kramarzewa, a tu wybudowano nowy, murowany. Kiedy¶ czêsto wspominano kowala Wiktora, który kozy podkuwa³, a w ka¿d± niedzielê po nabo¿eñstwie szed³ ze swoj± kowalk± pod rêk± do karczmy. Tam u pejsatego ¿yda mo¿na by³o siê napiæ do oporu wszelkich trunków i do tego na borg, na hipotekê, jak ¿artowa³ karczmarz. Z tego karczmarza by³ zreszt± nie byle jaki ¿artowni¶. Pewnej niedzieli do podchmielonej gawiedzi tak siê odezwa³: - Czy wiecie, co siê sta³o w Radzi³owie? - Nie, nie - krzykniêto chórem. - Panowie, w Radzi³owie wczoraj ch³op kobyle uciek³. Na okoliczno¶æ, ¿e w Radzi³owie kozy kuj±, m³odzie¿ radzi³owska ¶piewa³a. Kowal, kowal, kozy kuje, a kawa³ka je¶æ gotuje. Dzieci jedne po drugich tak mówi³y: - By³ kowal i dowal, kowal umar³, wiêc kto zosta³? Przeci¶niête do ¶ciany dziecko musia³o odpowiedzieæ, ¿e zosta³ dowal. Wtedy s³ysza³o: - Jak dowal, to dowal, je¶li tego chcesz, to ci dowalê. Samo powiedzenie w Radzi³owie kozy kuj±, wziê³o siê za¶ z zak³adu bogatego ch³opa z ¯ydem. Wygl±da³o to tak. By³a sroga zima. Karczmarz ¯yd zaciera³ rêce z rado¶ci, bo interes rozkwita³. Ka¿dy chcia³ goln±æ ³yk wódki na rozgrzewkê, bogaty i biedny. Wieczorami t³oczno by³o w karczmie. Przy otwieraniu drzwi bucha³y z niej k³êby pary. W¶ród biesiadników królowa³ najbogatszy w okolicy gospodarz, który do karczmy wchodzi³ z pasem. Na pytania, sk±d ma taki przywilej, ¿e pies mo¿e le¿eæ przy jego nogach, odpowiada³: - Co mo¿na wojewodzie, to nie tobie smrodzie. Niech tylko kto siê na mnie porwie, mój pies ka¿demu poradzi. A taki jest szybki w biegu, ¿e wilka, lisa i ka¿de inne zwierzê dogoni. ¯yd s³ucha³ tych wywodów, a¿ pewnego razu zwróci³ siê do gospodarza takimi s³owami: - Nu, je¶li twój pies taki chy¿y, to pójdziem w zak³ad. - Jaki zak³ad, jaki? - zaciekawi³a siê gawied¼. - Ty masz psa, ja mam kozê, za³o¿ymy siê przy ¶wiadkach o du¿± sumê pieniêdzy, twój pies nie dogoni mojej kozy. - Cooooo? Mój pies nie dogoni kozy? Wszyscy chórem wybuchnêli g³o¶nym rechotem. ¯yd wyznaczy³ stawkê, podali sobie rêce, a jaki¶ podchmielony biesiadnik przeci±³ je d³oni±. Umowa stanowi³a, ¿e jutro w po³udnie przy wielu ¶wiadkach maj± siê spotkaæ tu¿ za Radzi³owem nad rzek± Wiss±. ¯yd o ¶wicie poszed³ z koz± do kowala, a ten w ku¼ni dok³adnie mu kozê podku³. Wszyscy zebrali siê nad rzek±. Koza g³o¶no becza³a, ba³a siê ujadaj±cego psa. Podbita koza pobieg³a ¶mia³o po lodzie rzeki. Napi³a siê wody w przerêbli i uciek³a do domu. A pies ¶lizga³ siê na lodzie, przewraca³, kozy nie dogoni³. I tak bogaty gospodarz przegra³ zak³ad z ¯ydem karczmarzem. Jadwiga Soliñska
Ostrze¿enie:Twoja przegl±darka nie pozwala na wykonywanie aktywnych skryptów Java. Nie wszystkie elementy bêd± funkcjonowa³y poprawnie.
|
|